No właśnie. Winnemu i niewinnemu. Jakoś udało mi się dożyć do tegorocznej Wigilii, w dodatku w miejscu, gdzie śmiertelność w tym grudniu jest niższa niż w grudniu w zeszłym roku. Dwie takie zielone plamy na mapie Polski. Olsztyn i Ełk. Tak trzymać. Wina tutaj dobrego nie uświadczysz, ale zdrowe powietrze jeszcze mamy i wirusom niepasujące. Poza tym muszę pochwalić się sukcesem. Upiekłem dzisiaj najprawdziwsze panettone, miesząc ciasto tymi ręcyma. Według przepisu Bartka Kieżuna. Nie wiem jeszcze, jak to smakuje, czekam do wieczerzy.
Moi włoscy przyjaciele, którzy dotąd na bakier byli z informatyką, opanowali whatsappa, dzięki czemu jestem na bieżąco. Veneto to jedna zona rossa. Apokalipsa już tutaj jest, ale o winie ciągle myślimy, chociaż szczerze pisząc, nie mam się teraz czym pochwalić. Same zlewki z marketów. Chyba będzie Portugalia, tak będzie najbezpieczniej. W pogodzie u mnie to samo, co w Ligurii, sześć stopni ciepła i deszcz i trzeba być zatwardziałym idiotą, aby w zmiany klimatu nie wierzyć.
Wszystkim więc wszystkiego i abyśmy siłę mieli. Najbliższe dni nie wróżą niczego dobrego, pozostańmy zatem z marzeniami, oderwijmy się i odfruńmy. Kiedyś to się zmieni. Z neomarksistowskim pozdrowieniem i to by było na tyle.