Tak powiada, podobno, chińskie przysłowie. Myśląc o losie Grecji i niemieckich kolonistach, którzy wyspa po wyspie wykupią Helladę (a już w Lidlu zauważyłem niedrogie białe wino z assyrtiko) i o tym, że marzenia Greków niezupełnie przystają do współczesnej rzeczywistości, mimo wszystko obstaję przy marzeniach, dzięki nim bowiem i wino jest smaczniejsze, kobiety piękniejsze w porannym słońcu, a i koty mniej miaukliwe. Przez ostatnie dwa tygodnie piłem wino zgodnie z realiami, oderwany od marzeń i – niestety – ani jedna butelka nie pozostała w pamięci, tak niewarte były te wina zakupu i spożycia. Dlatego nie pisałem o nich, może potraktuję je zbiorczo i wrzucę do kosza niepamięci, nie zmieni to jednak faktu, iż coraz więcej takich win zalega na półkach w pobliskich dyskontach. Wino, aby było dobre i godne zapamiętania, musi być wyjątkowe. Wyjątkowe wino nie może być tanie, nie spotkamy go, więc, prawie na 80%, w dyskoncie. Wyjątkowość kosztuje i aby mieć do niej dostęp, trzeba być bogatym. Nie chodzi przy tym o to, aby nagle wszyscy stali się po równo biedni, lecz o to, aby coraz więcej mogło stać się bogatszymi, dlatego marzenia są potrzebne, gdyż uruchomić mogą przedsiębiorczość, aktywność, nakręcić kolejne marzenia, czyli – po prostu – uczynić życie tym, czym być powinno, z pewnością z dala od uległości niewolniczej i zgody na nieuchronne fatum umierania. Γεια σου!