Czasem mam wrażenie, że niektórzy nasi wpływowi zarządcy uwierzyli w Hegla i Fukuyamę, w ich mniemaniu poprawnie odnaleźli Ducha w najbogatszym światowym mocarstwie i poczuli koniec historii, co pozwoliło im jednoznacznie wybrać obóz i sojusze, sprzedając przy okazji niektóre zasoby po to, aby w zamian uzyskać militarną obecność potężnego sojusznika i możliwość nieomal nieograniczoną popełniania czynów jedynie słusznych.
Przemądrzałym żyje się lepiej, jako że wiedzą wszystko, a takie refleksje chodziły mi wczoraj po głowie i po Ełku, gdzie znienacka wylądowała sojusznicza armada i na ulicach widać było nawet Murzynów. Nie byli to z pewnością żadni uchodźcy, a więc populacja ełcka skrzętnie pochowała kosy i giwery, zatem inwazja popołudniowa minęła cicho i bez konfliktów.
Przemądrzali moszczą sobie norkę w końcu historii, do imentu wykorzystując pozycję uprzywilejowaną dzięki czasom słusznie minionym, które pozostawiły po sobie przyzwyczajenia i przywileje, co zbudowało w Polsce specyficzną strukturę rynku: 20% + 80%.
Te 80% to my w Powiatowej, te 20% to trochę bogatsi w dużych miastach, a nasze 100% w skali świata mieści się w 98%, bowiem 2% rzeczywiście bogatych skrywa się w zakamarkach Ducha, który realizuje się w końcu historii. W całości: ktoś nas sprzedał najbogatszym (2%), licząc na to, żeśmy transakcji warci. W skrócie, wszyscy w Polsce jesteśmy nędza z bidą.
Też postanowiłem być przemądrzałym i wystąpiłem w języku Cervantesa na hiszpańskim portalu Verema, gdzie popełniłem taką sobie recenzję o winie Biberius, dając mu zasłużone (w moim mniemaniu) punkty, co spotkało się u hiszpańskich odbiorców z niejakim zdziwieniem. Otóż całkiem słusznie stwierdzili oni w komentarzach pod moją recenzją, że tak wiele punktów nie znajduje uzasadnienia wobec niezwykłego bogactwa winnego świata, gdzie setki win zasłużyły sobie na uwagę na o wiele wyższym poziomie.
Z poprzednimi akapitami ma to taki związek, iż uświadomiłem sobie w ten sposób, jak bardzo jestem ograniczony obiektywną sytuacją; tym, gdzie żyję i na ile mnie stać. Według moich kryteriów Biberius zasłużył sobie na moją punktację, nigdy bowiem nie będzie mnie stać na ten bezlik innych win lepszych po to, aby zbudować sobie odniesienia.
Podejrzewam, przy tym, że na palcach jednej ręki policzyłbym takich, których w Polsce stać byłoby na takie luksusy. Trudno jest więc wytłumaczyć Hiszpanom, dla których wino nie jest elementem luksusu, że naszym odniesieniem są zasoby Owada, a niekiedy Lidla i pozostaje jedynie skromnie podkulić ogon i zrezygnować z nadmiernych ambicji.
Pewni bardzo ambitni politycy poddali analizie to wszystko, co nas otacza i doszli do wniosku, że dobrze byłoby zachować z poprzedniej epoki przynajmniej niektóre elementy, no bo jak koniec historii, to niech on będzie suwerennie w miarę równy i zasobny. Robią Misie, co mogą, lecz nawet podwojone 500+ nie zdołałoby zmienić struktury rynku, a i wino w Powiatowej ciągle pozostaje w dyskontach.
W socjalizmie realnym dyskontów nie było, w socjalizmie katolickim (lub, jak kto woli zgodnym ze społeczną nauką Kościoła, co nie do końca to samo oznacza), mimo że pojawiły się dyskonty, nie zmieniły się wcale odniesienia (bo nowe śmierdzą post-modernizmem), tylko ideologom coś jakby nadal brakuje wyobraźni i mierzą alkoholizm społeczeństwa liczbą metrów od Świątyni, tak jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.
W tym kontekście doszły do mnie odgłosy głuche, jakoby Winicjatywa chciała uczynić zasoby swoje płatnymi. Taki Paywall, co osobiście ani mnie ziębi, ani parzy. Patrząc – jednak – na to z bliska wydaje się, że sztab Winicjatywy zrezygnował ze szczytnej misji i uznał obiektywnie swoją przynależność do zasobnych (polskich) 20%, reszcie pozostawiając swobodę wyboru.
Przestając walić łbem o mur Duch dotarł do urzeczywistnienia w końcu historii i pozostaje mu ugryźć się w swój ogon, pozostawiając wino bogatym, dajmy na to, Amerykanom. W końcu mają nas bronić. I to by było na tyle.