Moją ideą fixe jest rewolta mas, masowość, wpływ tego na demokrację, bieda narzucająca wybór masowych rozwiązań, no i wino (ono zaś jako antyteza masowości, jako element elitarny, który w masach zagościł po to chyba, aby upaść na kolana przed paradoksem). Zastanawiając się nad pozycjonowaniem, rankingami stron, możliwościami reklamy w sieci dotarłem do filozofii Pana Gugla (kto jest jej ciekawy, zapraszam do lektury tutaj). W niezwykle przystępny sposób firma Google prezentuje w punktach zasady postępowania, a wydały mi się one godne zainteresowania, chociażby ze względu na godną podziwu klarowność i prostotę.
Zastanawiam się teraz, też, nad Ortegą y Gassetem, a przy lekturze filozofii Pana Gugla przychodzą mi do głowy rozmaite przedziwne porównania, nie do końca – bowiem – zgadzam się z kryterium powszechnej użyteczności jako wzorcem. Otóż Pan Gugiel jest tylko, a może aż, znakomitym bibliotekarzem z ambicjami wyjaśniania świata z punktu widzenia archiwizacji i katalogowania danych. Jeżeli potraktować Internet jako ogromną bibliotekę, w której każda strona, portal, wortal, i temu podobne są kolejnymi pozycjami na półkach, do których użytkownik może sięgać po to, aby uzyskać informacje, to – absolutnie – bibliotekarz nie może uzurpować sobie prawa do cenzurowania, wybierania, które treści są bardziej, a które mniej potrzebne, czy przystępne, gdyż to użytkownik demokratycznie powinien decydować, co podoba się, albo nie. Tymczasem wprowadzając swoje algorytmy, u podstaw porządkujące informacje dla wygody Pana Gugla (którą tenże w swoich pięknie przedstawionych zasadach utożsamia z wygodą użytkownika), Pan Gugiel wprowadza ideologiczne, tak: ideologiczne kryteria selekcji, bowiem jest ideologicznym przedkładanie powszechności i prostoty nad arystokratyzmem i – dajmy na to – barokowym zagmatwaniem. W chwili, kiedy algorytm uznaje jakąś informację za spam i usuwa ją z półek swojej biblioteki, staje się zwykłym cenzorem występującym w interesie wyimaginowanego użytkownika.
Kim jest, więc, taki użytkownik? W dość poplątany sposób Pan Gugiel prowadzi nas do użytkownika masowego, uznając, że użyteczność winna odpowiadać właśnie masowym potrzebom. Użytkownik masowy nie znosi nadmiaru, redundancji, barokowych powtórzeń, wymaga prostoty, bo prosty jest i niekiedy prostacki, a Pan Gugiel dzięki swoim algorytmom stara się ją promować, zapominając – chociażby – o wymaganiach pedagogiki społecznej, która powinna kierować ku wzorcom. Oczyszczając z nadmiaru (nazwijmy go również spamem) Pan Gugiel zachowuje się jak wyrównujący wszystko i miażdżący walec, a w materii przez taki walec rozbijanej pojawiają się jedynie elementy podstawowe, czynniki pierwsze, które nie mogą być wzorcami ze względu na brak hierarchii. Niestety, świadom faktu, że to Pan Gugiel dyktować będzie wybory w najbliższej przyszłości, z przerażeniem tulę się do mojego śmierdzącego kota i godzę usuwać wszystkie znamiona indywidualności ze stron, które przyszło mi tworzyć i prezentować.