Wszystkich gości, którzy próbowali do mnie dostać się przez ostatnie dwa dni, bardzo przepraszam. Migrowałem za ocean, bo tam taniej, a migracja zawsze trwa. Na szczęście udała się, tak przynajmniej pokazują wskaźniki serwerów. To tak na marginesie.
Dotarł do mnie ostatni numer pisma o winie Ferment. Staje się ono coraz bardziej kompendium wiedzy nieomal encyklopedycznej, wydawanym z niespotykaną pieczołowitością w dzisiejszych czasach, bo teraz wszystko robi się, aby zbyć. Tutaj jednak pracują koneserzy i esteci.
W numerze mnóstwo informacji o winach biodynamicznych, naturalnych, wegańskich i co tylko można sobie związanego z tradycją i naturą wyobrazić. Coraz mocniej uwiera nas wszystkich świadomość schyłkowości z winy egoistycznego postępu, więc coraz częściej szukamy ratunku w powrocie do naturalności.
Problemem jednak staje się to, że ratunek jest możliwy tylko wtedy, kiedy grozę zagrożeń uświadomią sobie wszyscy. Tymczasem odnoszę wrażenie, że z sytuacji zdają sobie sprawę najbardziej światli, nie bójmy się tego nazwać po imieniu: elita, a masy po rebelii mają zagrożenia w głębokim poważaniu, skoncentrowane na egoistycznej konsumpcji. Elita natomiast ucieka w wysmakowane periodyki, zbyt drogie i zbyt elitarne, aby do nich miały dostęp masy, a także – jak niektórzy recenzenci, czy filozofowie – ucieka dosłownie do lasów za góry wysokie. Wygląda na to, że elitarne pięknoduchy podświadomie wyrażają swoje désintéressement światem, a ich działania są bardziej po to, aby zawsze móc powiedzieć: a nie mówiłem?
Cóż z tego. Może zdarzyć się, że nawet na takie pytania będzie za późno. Świadomy jednak faktu, że i ja piszę dla garstki nawiedzonych, sam nawiedzonym będąc, mogę wyrazić tylko radość, iż tak piękne i mądre periodyki dla pięciu rozkochanych w świecie i w winie czytelników powstają. I to by było na tyle.